PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=239166}

Aż poleje się krew

There Will Be Blood
7,7 90 843
oceny
7,7 10 1 90843
8,7 42
oceny krytyków
Aż poleje się krew
powrót do forum filmu Aż poleje się krew

Tadeusz Sobolewski w swojej analizie pisze m.in. "Kiedy w kinie drań od początku do końca jest zimnym draniem pozbawionym wahania - a w dodatku można podejrzewać, że służy reżyserowi jako "postać symboliczna" - przyglądam się jego perypetiom raczej obojętnie. Symbole nudzą, człowiek ciekawi." Mnie uderza w tym epickim dziele przede wszystkim pewna ogólnikowość, gubi się tu detal, rozmywają się partykularne motywy. Że opowieść przekrojowa nie może być skupiona na szczególe? Może, np. "Barry Lyndon" Kubricka.

Plainview jest człowiekiem nie do końca dla mnie autentycznym, jest prędzej archetypem niż indywidualnością. Z tym że ten archetyp też nie jest całkiem spójny. Przez połowę filmu widzimy człowieka wprawdzie bardzo zdeterminowanego, by osiagnąć sukces, ale przecież nie wcielonego diabła. Zwłaszcza jego stosunek do syna świadczy o jakiejś jego wrażliwości, o zdolności do ludzkich uczuć i odruchów. Owszem, jest typowym przykładem stawiającego wszystko na jedną kartę przemysłowca, kapitalisty skazanego na wieczną walkę o utrzymanie się na szczycie, ale to jeszcze nie zbrodnia. Przez sporą część seansu nie widzę w nim niczego nieludzkiego, żadnego tragicznego rysu, w pierwszej konfrontacji z młodym nawiedzonym kaznodzieją, bez zastanowienia biorę stronę Plainview. Nie postrzegam też ich konfliktu w kategoriach starcia praw ludzkich i praw boskich, bo trudno, by Boga miał reprezentować upajający się własnymi słowami hochsztapler. I nagle, ni z tego nie z owego, Plainview wyznaje, że nienawidzi ludzi... To jest tak zaskakujące wyznanie, że w pierwszej chwili nie wiedziałam, co myśleć. Prawdę mówi? Faktycznie tak jest? To dlaczego tego nie widać na ekranie? Konstrukcja postaci powinna (nie tylko w filmie, ale i w literaturze) zasadzać się na obrazach/zachowaniach/sugestiach, pozwalając odbiorcy na samodzielne wnioskowanie. Opis (a już zwłaszcza samoopis) to takie pójście na łatwiznę narracyjną. Tym bardziej, że tutaj jest to zupełnie niespodziewane. Z jednej strony widzę oczywiście człowieka surowego i zamkniętego w sobie, ale nic ponadto, z drugiej - człowiek ten wyznaje nagle, wbrew ekranowemu wizerunkowi, że jest zły i cyniczny. To brzmi prawie jak kokieteria. :)

Mamy też zmagania dwóch silnych osobowości, ale te zmagania znów są grubą kreską malowane. Właściwie czego Plainview szuka, skoro wszystko ma, o co walczy sam ze sobą i ze światem? Jestem w stanie oczywiście przyjąć do wiadomości, że istnieją głęboko tragiczne jednostki, które 'noszą w sobie mrok' i które niszczą siebie i wszystkich dookoła, jednostki chronicznie niezdolne do odczuwania szczęścia; problem w tym, że mnie się taką jednostką Plainview nie jawi.

Wszystko to zresztą bardziej przypowieść, znaczona wyrazistymi symbolicznymi epizodami, niż historia pojedynczego człowieka, łącznie ze sceną ostatnią i nieodzownym upokorzeniem głównego antagonisty. Wyczekiwany, choć gorzki i tylko pozornie przynoszący spełnienie, triumf nad wrogiem? Tyle, że szczerze mówiąc, co to za wróg? Łatwiej by było zignorować nawiedzonego chłopaka niż napawać się zemstą i dążyć za wszelką cenę do jego upokorzenia. Sztucznie udramatyzowane to wszystko jak na mój gust.

ocenił(a) film na 6
Diana

:/Zaraz po seansie, przyznam, nie potrafiłem jednoznacznie stwierdzić, czy film mi się podobał, czy też nie. Przede wszystkim musiałem poważnie przemyśleć czym była przewodnia myśl filmu.
Moim zdaniem, największą bolączką filmu jest, niekonsekwentnie prowadzona postać protagonisty. Jego czyny w późniejszej części filmu, zupełnie negują to co widzimy na początku. Może się wydawać, że to już nie ta sama postać którą poznawaliśmy parędziesiąt minut wcześniej.
Z jednej strony ewidentnie widzimy, że jednak darzył swojego syna jakimś uczuciem, a na końcu reżyser wmawia nam, że to wszystko była nieprawda.
Palinview nie jest również, początkowo, ukazany jako postać skrajnie zwyrodniała, a jedną sceną(morderstwo brata) jesteśmy zmuszani do weryfikacji naszej wstępnej oceny postaci.
Anderson stworzył film technicznie bezbłędny, który jednak nie został wykończony fabularnie. Jak mogę oceniać film, którego bohaterów moja empatia w ogóle nie ogarnia. Może jestem tak rozczarowany, bo spodziewałem się faktycznie porządnego kina(był to faworyt oskarowy Kamińskiego i Holland), a faktycznie dostałem film, który nie opowiada nic uniwersalnego, a przez wyżej wymienione błędy, nawet nie prowokuje do głębszych przemyśleń nad poczynaniami bohaterów, bo są po prostu nielogiczne.

ocenił(a) film na 9
Diana

Dla mnie motywem przewodnim jest autodestrukcja i przez ten pryzmat powinniśmy zrozumieć wszelkie jak to określiliście "nielogiczności" i braki konsekwencji w poczynaniach głównego bohatera. To człowiek z krwi i kości.Nie potrafię pięknie i długo pisać, ale myślę, że określenie Plainviewa jako postaci nieautentycznej jest niezwykle krzywdzące. Jak dla mnie to człowiek Z KRWI I KOŚCI.

ocenił(a) film na 7
buntownik83

Człowiek z krwi i kości? No mam nadzieję, że nie. Bynajmniej nie spotykam na swojej drodze zbyt często tak makiawelistycznych i socjopatycznych jednostek, przeżartych nienawiścią do wszystkich dookoła a życie traktujących jak sumę zysków i strat i grę, w której zawsze muszą być na zwycięskiej pozycji. Myślę, że daleko takiej przerysowanej postaci do słowa "autentyczna".

ocenił(a) film na 9
Diana

Skupię się na samej końcówce filmu, którą moim zdaniem trochę źle rozumiesz. Plainview nie zabija swojego wroga ani nie dokonuje zemsty. To nie żaden triumf. On po prostu zgniata tego chłopaka, do którego odczuwa tylko odrazę, jak robaka. Plainview posiada swoistą moralność. Nie toleruje zakłamania i ludzkiej głupoty. Właśnie z tego powodu tak nienawidzi ludzi, bo "nie ma w nich nic, co dałoby się lubić". Być może Plainview jest złym człowiekiem, ale świat wokół niego wcale nie przedstawia się lepiej. Wokół szerzy sie zabobon, zasiany przez młodego kaznodzieję, który pożywia się na naiwności i ciemnocie ludzi z miasteczka. Tymczasem naftowi potentaci ze Standard Oil robią wszystko, żeby wygryźć Plainview z interesu. Moim zdaniem to własnie oni są lepszymi kandydatami na bezwzględnych kapitalstów. Plainview jest raczej samotnikiem o chorobliwej wręcz ambicji, który od absolutnego zera, w opozycji do całego świata, podjął walkę i... wygrał, choć wielkim kosztem. Gdyby był lepszym - bardziej wrażliwym człowiekiem - czy udałoby mu się to osiągnąć? Niech każdy sobie odpowie na to pytanie. Niezwykła twardość jego charakteru, która była wręcz patologiczna, nie pozwoliła mu inaczej traktowac adoptowanego syna. Potrzebował go dla siebie. Liczył na to, że będzie taki jak on i razem stawią czoła światu. Tego samego oczekiwał od swojego domniemanego brata. Potrzebował rodziny, powinowactwa krwi. Tymczasem miał tylko sierotę, który w dodatku był kaleką. Można nazwać Plainview antychrystem, który wobec słabych zamiast współczucia okazuje odrazę. Ja tak go odbieram. W tej chęci "pokazania wszystkim", upartym dążeniu do celu i pogardzie dla świata Plainview budzi moją sympatię. I nie zmieni tego nawet swoisty wyrok na żałosnej kreaturze, jaką był młody kapłan. Nie jako na rywalu, co już mówiłem, ale tak jak zgniata się glistę.

Podobnie jak autorowi którejś z recenzji, Plainview też przypomina mi bohatera "Absalomie, Absalomie" Faulknera. Świetna książka. I podobny charakterek ;-).

ocenił(a) film na 7
Diana

Mimo, iż wystawiłam filmowi taką samą ocenę, to pozwolę sobie nie zgodzić się z pewnymi spostrzeżeniami.
Przede wszystkim piszesz, że pierwsza połowa filmu w ogóle nie zdradza psychopatycznych skłonności protagonisty, ale przecież już w pierwszych 20 minutach (mniej więcej) widzimy jak upozorował nieszczęśliwy wypadek po to tylko, żeby przejąć dziecko. Jeżeli chodzi o symbole wskazujące na jego szaleństwo to właśnie w w.w. scenie śmierci widzimy głównego bohatera jak przygląda się konającemu ojcu bez wzruszenia. Później widzimy go przemawiającego do gawiedzi z dzieciakiem przy boku. I tutaj rzecz się staje kompletnie oczywista- zamordował biologicznego ojca dziecka tylko po to, żeby zyskać narzędzie do skutecznego manipulowania tłumem. Także myślę, że w świetle tego wydarzenia wyznanie o nienawiści do całego gatunku ludzkiego nie jest niczym zaskakującym.
Co do zabójstwa duchownego- protagonista był klasycznym makiawelistą, życie traktował jako grę w której zawsze musi być na zwycięskiej pozycji. Moim zdaniem czuł się przez samozwańczego uzdrowiciela upokorzony koniecznością wyznania swoich grzechów przed wierzącymi dlatego też zażyczył sobie żeby tamten wypowiedział, że jest kaznodzieją a wiara to bujda- coś w ten deseń. Ale widocznie w jego mniemaniu to było niewystarczające i aby wyjść z tego porachunku zwycięsko, musiał go zabić.
Summa Summarum jak dla mnie protagonista, mimo że wybitnie wygrany, jest jednowymiarowy, a co za tym idzie- nudny.
Wybitne aktorstwo i wywołująca gęsią skórkę muzyka Greenwooda to dla mnie za mało.

ocenił(a) film na 7
nowhore94

Jak doszłaś do tego, że ojciec nie zginął w wypadku? Nie widziałem tam żadnego pozorowania. Sam o mało co nie zginął. Patrzył na ciało ojca dziecka może przez 5 sekund tuż po tym jak sam ledwo ocalał, więc nie wiem skąd wiesz co czuł, gdy tak patrzył przez ramię i widać było tylko kawałek jego twarzy i jedno oko. Ja bym powiedział, że był tylko przestraszony. Do tego manipulowania tłumem przez dziecko rzeczywiście sam się przyznał i tak mogło być. A duchownego "musiał" zabić, bo jak ktoś wcześniej napisał za bardzo już nim gardził. Nawet po tym jak został poniżony i ostatecznie zniszczony moralnie, wciąż jeszcze żebrał o pieniądze zamiast się wycofać i zastanowić nad tym co przed chwilą zrobił.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones